I choć „to niemożliwe, ale istnieje jakieś później.”

Później, które nie jest już przeszłością…

Czujesz się sam.

Niezrozumiały. Samotny, choć przecież sam stronisz od ludzi. Nie możesz spać spokojnie. Nie umiesz żyć normalnie. Tak jak to było PRZED. Wspomnienia trzymają Cię na uwięzi… Rozciągają się aż po horyzont…

O czym marzą dziewczynki, kiedy są małe?

W dzisiejszych czasach to chyba dość trudne pytanie. Kiedyś co druga chciała być fryzjerką, za to chłopiec – strażakiem lub policjantem. Policjantem – tak właśnie odpowie Maniek swojej siostrze, po czym szybko poprawi się, że jednak nie. Tak naprawdę to chciałby zostać… żołnierzem. Stworzona w dzieciństwie wizja przyszłości spełni się, jednak stanie się dla bohatera książki „Horyzont” prawdziwym przekleństwem. Nagle bowiem okazuje się, że po wojnie i życiu w Afganistanie nie ma już nic innego. Nic co mogłoby się równać z tamtym życiem. Wszystko co jest PO, jest inne, obce, niezrozumiałe. Tacy są ludzie dookoła, nawet, a może zwłaszcza ci najbliżsi. Ich bliskość jakby kąsa i działa bardziej jak odrywanie zaschniętego plastra niż jak kojący opatrunek…

Może dlatego łatwiej znieść obecność kogoś zupełnie obcego, przypadkowego. Takiej sąsiadki na przykład – Zuzy, która jest obok, ale tak jakby jej nie było. Nie narzuca się, nie jest nachalna, nie pyta zbyt wiele. Nie wymaga niczego od Mańka, który sam wymaga od siebie zbyt wiele. Bo niby daje sobie taryfę ulgową po tym wszystkim, co przeżył i widać to w „lajtowym” stylu życia, który dobrowolnie przyjmuje, ale tak naprawdę bardzo wysoko stawia sobie poprzeczkę. Chce zmierzyć się ze wspomnieniami, ujarzmić je, okiełznać. Okazuje się wówczas, że to niemożliwe. Przeszłość odciska zbyt silne piętno na teraźniejszości, paraliżując każdy nowy ruch Mańka. Bohater zastyga, jakby zatrzymał się w TAMTYM czasie i miejscu. Wizje, wspomnienia, sny, to wszystko sprawia, że wciąż na nowo TAMTO przeżywa. Od nowa w swojej głowie. Przeszłość wypełnia w niej całą wolną przestrzeń tak szczelnie, że nie ma już miejsca na nic co dzieje się TU i TERAZ. Przeszłość snuje się aż po horyzont sprawiając, że bohater nic innego nie dostrzega. Żyje jakby obok tego, co się dzieje, nie do końca świadomie i w pełni. Czasem ma ochotę zniknąć. Maniek mówi o sobie: „ja nie jestem ani modny, ani funkcjonalny, mam trzydzieści sześć lat, problemy ze snem i zespół stresu pourazowego, choć w papierach napisali mi, że nie.”

Zupełnie inna jest Zuza, choć też zagubiona w dzisiejszym świecie.

Jej życie jest bardziej uporządkowane, ma stałą pracę i babcię, którą się opiekuje. Jednak kiedy rodzinna tajemnica zaczyna wychodzić na jaw, Zuza traci grunt pod nogami i zaczyna coraz bardziej zagłębiać się w przeszłość. Przeszłość zacznie na równi mieszać się z teraźniejszością, a fakty, dotąd nieznane, silnie wpłyną na życie dziewczyny.

Okazuje się, że „Wystarczy jedno „nic”, by uderzył piorun.” (H. Hesse)

Tym nic może być cokolwiek.

Coś co odmieni nasze życie na zawsze.

Nada mu nowe tory lub sprawi, że wypadniemy z tych starych.

Maniek nigdzie nie potrafi poczuć się tak (samo) dobrze, jak na wojnie.

Chce spisać swoje wspomnienia, ale one mu na to nie pozwalają.

Wreszcie jednak znajdzie sposób na to, by uporać się z trudną i bolesną przeszłością, co jest budujące, bo pokazuje, że można tego dokonać.

„Dzięki pisaniu życie stało się bardziej uporządkowane.

Ostatnio bardziej dbam o siebie, nie dręczą mnie wspomnienia, chyba odrobinę lepiej sypiam, no i znacznie mniej piję…”

A bliskość i wsparcie drugiego człowieka często są na wyciągnięcie ręki. Czasem je odrzucamy, innym razem powoli oswajamy kogoś, kto pozornie wcale do nas nie pasuje. I wtedy okazuje się, że dzięki komuś zyskujemy tak wiele…

„Rozmawiamy o huraganach, które przetoczyły się ostatnio przez nasze życia i o śmietnisku, jakie po sobie zostawiły.”

Przeszłość wreszcie zamyka za sobą drzwi.