Nie wszyscy znacie Ewę, więc muszę Wam ją krótko przedstawić.
Ewa jest fajna.
Jest normalna. To tak pojemne słowo, a dla mnie w gruncie rzeczy znaczy jedno – mogę się przy niej czuć swobodnie. Nie udawać, że żyję i wyglądam lepiej niż ma to miejsce w rzeczywistości. Śmiałyśmy się z retuszów i było mi z tym dobrze.
Ewa skończyła świetne studia.
Prestiżowe nawet, bo ja za takie uważam prawo. Jest radcą prawnym, ale nie pracuje w zawodzie. Pracuje za to w domu, gdzie zajmuje się trójką swoich uroczych dzieci.
Jest dobrą mamą, a właściwie – świetną.
Nie krzyczy na swoje dzieci, nie robi im wyrzutów, że się ubrudziły lodami albo że marudzą, bo są już zmęczone. Kocha je miłością bezgraniczną. Widać to w każdym jej spojrzeniu i czułym geście. I choć czasem ma dość tego wszystkiego, bo przecież każdej matce zdarzają się jakieś gorsze momenty, to docenia to, co ma. Swoją rodzinę i siłę, jaką jej ona daje. Nie szuka wrażeń i przygód poza nią. Nie próbuje na siłę udowadniać, że jest fajna i super.
Jest sobą taką, jaka była dawno temu w liceum.
Tylko teraz jest bardziej wyważona i dojrzała. Zachowała te fajne cechy, które miała i zyskała z czasem, jak dobre wino. Chce być mamą, ale ma też ambicje, aby pracować. Lubi bowiem ludzi i nie chce się na nich zamykać. Ale umie im też stawiać granice, choć musiała się tego nauczyć. Rozumie, że przekroczenie ich i chwila głupoty może kosztować utratę tego, co najcenniejsze. Nie dopisuje żadnych wzniosłych, ideowych lub jak kto woli, głupich haseł do tego, co dziś modne, np. samorozwoju i robienia kariery zawodowej.
Jest sobą tak po prostu i zwyczajnie, że kogoś może to nudzić i uwierać.
Zwyczajność i przewidywalność nieraz przeszkadzają, zwłaszcza tym, którzy lubią czuć nieustannie motyle w brzuchu. A tu nic – constans. Tylko, że constans może oznaczać bezpieczeństwo i spokój, stabilizację i normalność. Dla mnie to coś, co może nas spotkać najlepszego w życiu.
Poczucie bezpieczeństwa, które ma dla mnie wartość najwyższą. Pokazały mi to historie ludzi, którzy zaufali mi w gabinecie. Otworzyli się, by opowiadać o swoich problemach i bolączkach. O ciągłej gonitwie i poszukiwaniu szczęścia, które tak często nie daje się im dogonić.
Bo my wciąż chcemy więcej i więcej. Chcemy tych niekończących się motyli w brzuchu i ekscytacji. Tylko, że te przygody przecież gdzieś kiedyś się kończą. Co nam wtedy zostaje…?
Dodaj komentarz