Kiedy jesteś żoną żołnierza, który wyjeżdża na misję, musisz liczyć się z tym, że może on zginąć.
Jeśli jesteś matką żołnierza, który wyjeżdża na misję… No właśnie.
A co jeśli jesteś i żoną, i matką żołnierza jednocześnie…?
Czy można poradzić sobie ze stratą jedynego i ukochanego dziecka?
Czy można na nowo odnaleźć sens w codzienności, która tak bardzo boli?
O tym jest ten film. O sile i różnicach międzyludzkich, a z drugiej strony – podobieństwach.
Nagle bowiem okazuje się, że dwie z pozoru różne kobiety coś jednak łączy.
Nie tylko obie chcą przewodniczyć chórowi.
Obie też wiedzą, co dla niego będzie lepsze.
Przynajmniej tak im się zdaje.
Obie szukają w podejmowanych przez siebie działaniach sensu, żeby zagłuszyć ból i strach.
Żeby podnosić się każdego dnia i iść z uśmiechem dalej, choć nie jest to łatwe.
Bo jak mówią inne bohaterki każdy dzwonek do drzwi i dźwięk telefonu to ich wielki strach…
To co przychodzi łatwo, nie smakuje wcale tak dobrze, znacie to…?
Porażki bolą, ale też hartują i szlifują nas niczym najcenniejszy diament.
Najgorsze co można zrobić, to zrezygnować z czegoś w obawie przed porażką.
Co jeśli mi coś nie wyjdzie?
Może tak być, ale zawsze warto próbować.
Starać się wychodząc co chwilę ze swojej strefy komfortu, w której zasiedzieliśmy się aż za bardzo.
Tam, gdzie w kapciach wygodnie można oddać się swoim nałogom – telezakupom czy samotnemu piciu alkoholu.
O tym też jest ten film.
Istnieją różne sposoby na to, żeby poradzić sobie z traumą.
Jedne z nich są lepsze, a inne – gorsze.
Budują nas one albo niszczą dzień po dniu.
Od nas zależy to, który sposób wybierzemy.
I nie łudźmy się.
Każdy kto stracił kogoś ważnego, potrzebuje czasu na smutek, ból i rozpacz.
Ważne jest jednak to, czy któregoś dnia przebudzimy się i wyrwiemy z tej czarnej dziury, czy utkniemy w niej na zawsze…
Na podobieństwo grup wsparcia, tak i w chórze wspólnota doświadczeń okaże się czymś, co zbliża bardziej niż cokolwiek innego i wyrywa ze szponów rozpaczy…
Dodaj komentarz