Już dawno żadna książka nie stanowiła dla mnie takiego źródła inspiracji do pracy psychologa/ psychoterapeuty. Czytając ją zastanawiałam się nad powodami tego, dlaczego tak właśnie jest w tym przypadku. Oto kilka istotnych powodów:

1. Autorka przedstawia niezwykle wciągające historie piątki bohaterów, swoich pacjentów, przytaczając rozmowy z nimi.

2. Opisuje przy tym metody swojej pracy. Omawia koleje etapy, postępy aż do samego zakończenia procesu terapeutycznego, nierzadko trwającego 4-5 lat.

3. Pokazuje, że nawet z największej traumy można się podnieść, bo każda z postaci naznaczona jest okrutną historią, pełną przemocy psychicznej i fizycznej, a nawet seksualnej, często zaniedbania i wielu nadużyć, doświadczanych ze strony najbliższych, rodziców, opiekunów oraz partnerów. Każda część książki o danym bohaterze kończy się rozdziałem omawiającym losy pacjenta po latach wraz z dobitnym podsumowaniem tego, co dała mu terapia, jak zmieniła jego życie.

4. Przedstawia ewolucję pracy terapeuty od przypadku Laury – pierwszej pacjentki aż do Madeline, z którą autorka zaczyna pracować mając 25 lat doświadczenia w zawodzie.

5. Podkreśla, że „wierność jednemu nurtowi psychoterapii jest ograniczająca”, a podejście do każdego klienta musi być wybitnie indywidualne, ponieważ nigdy nie wiemy, jaką kryje on w sobie historię.

6. Uczy, że żadna metoda pracy nie jest dobra raz na zawsze.

„Każdy przypadek wymagał regularnej weryfikacji i jeśli nie robiliśmy postępów, należało spróbować innej techniki.”

7. Przypomina, że poznanie kontekstu historii pacjenta jest bardzo ważne. Tu niezwykłą rolę odgrywa poznanie przez terapeutkę kontekstu kulturowego, w jakim dorastał jeden z bohaterów – Danny, który wychowywał się wśród ludności rdzennej.

8. Pokazuje rolę i wagę superwizji oraz wsparcia mentorskiego, po które zawsze warto sięgać będąc psychoterapeutą.

„Zwróciłam się do jednego z moich mentorów, doktora Milcha, który był profesorem psychiatrii i jednym z najlepszych terapeutów, jakich znałam. Wiele godzin spędziłam, oglądając jego sesje z pacjentami i śledząc jego sesje przez lustro weneckie.”

Wreszcie:

Autorka nie boi się otwarcie opisać w ostatniej historii, że mając tyle lat doświadczenia, popełniła błąd. Jej własna historia życiowa odcisnęła piętno i dopiero wskazówki mentora pokazały jej, że „ten przypadek był skazany na porażkę od samego początku, zanim jeszcze poznałaś pacjentkę. Dlaczego złamałaś wszystkie zasady dla tego mężczyzny, którego ledwie znałaś?”

Odpowiedź przychodzi na końcu książki:

„(…) spośród tysięcy kobiet, które leczyłam na terapii, nieświadomie wybrałam trzy, które pod jednym ważnym względem były wychowywane tak jak ja. Nic dziwnego, że się z nimi utożsamiałam.”

Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby któryś z terapeutów z taką otwartością i naturalnością pisał o tym, że poniósł zawodową porażkę. Pomimo całej wiedzy i przygotowania, jakie niosą ze sobą studia, kursy i praca.

„Wiedza dawała mi poczucie mocy, poznane reguły krzepiły, cieszyłam się na myśl o pacjentach, których będę mogła „uleczyć.” Łudziłam się.”

Z tych słów przewrotnie rozpoczynających książkę płynie najważniejsza rada:

Miej w sobie pokorę i otwartość.

Drugie mądre zdanie kończy historię ostatniej bohaterki:

„Człowiek dostaje to, co sam daje.”