Małe dzieci, mały, kłopot.

Duże… – no właśnie.

Nieprzespane noce, bolesne ząbkowanie, adaptacja przedszkolna lub szkolna to tylko niektóre tematy, z którymi przyjdzie się zmierzyć rodzicom.

Kiedy dzieci rosną, rośnie też kaliber problemów i wyzwań stawianych przed rodzicami właśnie.

Bo dziecko już nastoletnie zamyka się w swoim pokoju i nic nie mówi, nie chce rozmawiać.

Staje się takie trochę lub bardziej obce.

I kiedy nagle coś zbroi, przeskrobie, coś powie nie tak, wpakuje się w jakieś kłopoty…

Wtedy się boi, nie czuje się pewnie i dobrze, jeśli wie, że Rodzic jest tym, do którego może się zwrócić.

W przeciwnym razie pomocy, wsparcia, pocieszenia poszuka wśród kolegów lub innych osób, które mogą go jednak boleśnie odrzucić lub zranić.

Dlatego czasami warto posłuchać swojego dziecka, choć na usta cisną nam się najgorsze przekleństwa świata. Choć uważamy, że tylko my mamy racje, a ono źle zrobiło.

Chodzi o to, by go nie stracić na dobre z oczu.

Nie przerwać tej wątłej nici kontaktu, która kiedyś wydawała się taka trwała.

To już nie jest nasz ukochany maluszek, który tak wiernie wpatrywał się w nas i był od nas w 100% zależny.

To ktoś zupełnie odrębny, kto często ma swoje zdanie i swoje uczucia.

Nawet wtedy, gdy nam się to nie podoba.

Kochajmy swoje dzieci za to, że są.

Pomimo tego, że czasami zachowują się nie tak jakbyśmy tego chcieli i oczekiwali.

Wiem, że wiecie od nich wszystko lepiej i że chcecie dla nich jak najlepiej.

Ale one chcą same za siebie decydować.

Może warto im w tym po prostu towarzyszyć?