Kiedyś myślałam, że nie potrafię rysować.

Jedyne co mi wychodziło do mojego 39 roku życia, to proste kwiatki, takie jak rysują typowi uczniowie w podstawówkach. W sumie to zawsze byłam w szkole dobrą uczennicą, ale chyba podstawy rysowania to przespałam totalnie…

Teraz, kiedy mój syn ma 12 lat, wiem, że coś przeoczyłam. Nigdy nie skupiałam się na jego pracach plastycznych, lepieniu z plasteliny, malowaniu farbami i wycinaniu, bo sama też jakoś nie miałam do takich aktywności zapału. Wydawało mi się, że wystarczy inwestować w tzw. mądrość i czytanie. Po latach wiem, jak bardzo się myliłam…

Ale ponieważ jestem wyrachowana… lub leniwa, postanowiłam jakieś 2 lata temu, że mój mąż nauczy się rysować! Dla mnie! Bo ja tego potrzebuję do pracy. Kupiłam nawet biedakowi jakieś książki i Radziu ostro ruszył z kopyta. Ale jak szybko ruszył, tak szybko stanął. Jego początkowy entuzjazm rozwiał się niczym mgła… I pomyślałam wtedy: „Kurde, do diabła i co dalej…?”

Mój plan awaryjny

Mój plan awaryjny z mężem w roli rysownika nie wypalił, do tego postanowiłam kształcić się w zawodzie psychoterapeuty, a do tej pracy potrzebowałam rysunku. Tak postanowiłam. No ale jednak mierzmy siły na zamiary!

I wtedy pojawiła się ona – Ela Curyło ze swoim kursem warsztatowym „Myślenie wizualne – sketchnoting”, o którym przeczytałam leżąc chora w łóżku. I wiecie co? Chyba to był prezent od losu, bo zapisałam się bez wahania. I to było właśnie to!

Nie powiem Ci…

Nie powiem Ci, że Ela machnęła różdżką z ekranu, a ja zaczęłam rysować!

Nie powiem Ci, że było mi łatwo zabierać się codziennie po pracy i w weekendy do wykonywania zleconych zadań przez całe 21 dni! Zwłaszcza, że był to gorący okres maj – czerwiec, kiedy w szkołach mam dużo pracy papierkowej z związku z końcem roku szkolnego.

Nie powiem Ci, że nie pomyślałam wiele razy: „Po co mi to było?!”

Nie powiem Ci, że dziś umiem rysować, bo dalej nie umiem.

Ale zaczęłam rysować!

W myśleniu wizualnym chodzi o to, by przekazać odbiorcy maksimum treści dając mu dwie rzeczy naraz: słowo i obraz. Obraz jest idealnym dopełnieniem słów, które są niczym ocean zalewający nas dookoła. Wiadomo nie od dziś, że nasz mózg lubi obrazy, a dopełnieniem komunikacji werbalnej jest ta niewerbalna. Łatwiej jest nam zapamiętać treści, jeśli nie są bezkresnym oceanem, tylko malutkim oceanem wraz z wysepkami, którymi są obrazki/ ikony.

Czy było warto, zapytacie?

Dzięki kursowi zaczęłam rysować.

I dalej to robię.

Zakupiłam kolejne e-booki i teraz rysuję (aktualnie ludziki) krok po kroku.

Kiedy po tygodniu przyszła do mnie w przedszkolu mama, ja wyciągnęłam kartkę i coś tam schematycznie jej nabazgrałam, żeby jej wytłumaczyć to, co myślę. Ona na koniec do mnie: „Czy mogę zabrać tę kartkę, żeby pokazać mężowi?”

Bingo!

Pamiętaj, że uczymy się przez całe życie.

I że warto się uczyć.

Czasami nie jest to łatwe.

Czasami nam się nie chce.

Czasami mamy inne pomysły na to, jak spędzić wolny czas.

Ale zawsze warto próbować, jeśli uważasz, że dobrze byłoby posiadać daną umiejętność.

Ps. Narysowałam ten rysunek raz i tylko raz. Listki koniczyny nie są idealne, ale to nic.

Ścigam swój perfekcjonizm…. 😉